„Sprawozdanie” z wycieczki w Bieszczady
Termin – 19-22 października 2016
Kierownik wycieczki
Pani A. Tyszko – Dorn (zapomniała kanapek, które zostały w lodówce)
Pozostali opiekunowie
- J. Barańska (zapomniała grzebienia)
- M. Podolak (nic nie zapomniała, ale miała za małą walizkę i kilka dodatkowych bagaży)
Uczestnicy – klasa 2B - 11 osób, klasa 2C – 20 osób - zwarci, gotowi i prawie nie spóźnieni na miejsce zbiórki.
Wyjazd nastąpił bladym świtem, a nawet można powiedzieć ciemną nocą, gdyż była 6 rano w środę. Niektórzy mieli ze sobą kocyki, także chyba planowali jeszcze dosypiać.
Na godzinę 9 dotarliśmy do Przemyśla, gdzie po odszukaniu przewodnika ruszyliśmy na podbój Twierdzy Przemyśl, czyli zespołu obiektów obronnych.
Po obejrzeniu jednego fortu głównego i jednego pomocniczego pojechaliśmy do Muzeum Narodowego Ziemi Sanockiej zgłębiać wiedzę na ten temat. Tam poznaliśmy dzieje budowy przemyskich fortyfikacji od lat 50-tych XIX wieku do roku 1914, a także historie walk o przemyską twierdzę od 26 IX 1914r do zakończenia trzeciego oblężenia w dniu 6 VI 1915r. A także dramatyczne dzieje mieszkańców wielonarodowego miasta w okresie okupacji. Następnie po przywitaniu się z dobrym wojakiem Szwejkiem na przemyskim rynku każdy z uczestników wycieczki ruszył w swoją stronę. Jedni na wieżę zegarową podziwiać panoramę miasta/opiekunki/ inni na kebaba. Niektórzy nawet dosiedli konia ze spiżu stojącego u bram koszar, mimo patrolu straż y miejskiej. Swoboda nie trwała długo. Już o 14 zameldowaliśmy się przed bramą zamku w Krasiczynie, jednego z najpiękniejszych pomników polskiego renesansu.
Wraz z przewodnikiem obejrzeliśmy najpierw przepiękną bryłę zamku z czterema wieżami, następnie kryptę, kaplicę i kilka pomieszczeń z wyposażeniem. Największe jednak wrażenie na uczestnikach wycieczki zrobiła sala tortur w zamkowych lochach.
Po tak intensywnym dniu udaliśmy się do Baligrodu, gdzie czekała na nas zupa pomidorowa z makaronem, ziemniaki z klopsem w szarym sosie i surówka z kapusty.
Zapadła noc i cisza nocna (szkoda tylko że dziwnie głośna).
Dzień drugi rozpoczął się drobnym wypadkiem, ale pomoc medyczna w postaci Pani Agaty Tyszko dała radę i po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Najpierw autokarem słuchając miłego głosu Pana prowadnika, potem (niestety) pieszo. Po chwili zabawy z oswojonym liskiem na Przełęczy Wyżnej ruszyliśmy na Połoninę Wetlińską.
Po 1,5 godziny dotarliśmy do schroniska. Najedliśmy się, napili, popodziwiali widoki i……… się zaczęło. Albo w górę, albo w dół. A nawet jak po płaskim to pełno kamieni. I tak szliśmy, szliśmy, szliśmy aż minęły kolejne 4 godziny. Niektórych aż buty zaczęły boleć. Ale w końcu jaka to radość jak zobaczyliśmy sklep w którym rano robiliśmy zakupy. Oczywiście sklep ponownie przeżył oblężenie, bo jak odkryłyśmy ze zdziwieniem uczniowie 2B i 2C jedzą ponad przeciętną ( szczególnie mile widziane kebaby).
Powrót na miejsce noclegowe i jednocześnie żywieniowe uprzyjemnił nam Pan przewodnik śpiewając i grając na gitarze, w czym pomagaliśmy z całych sił ( w śpiewie oczywiście).
Zapadła noc i cisza nocna. Było nawet cicho, co nas zresztą nieco zaniepokoiło. Szybko wyjaśniło się co spowodowało ten spokój. Głód był tak silny, a żadnego kebabu w okolicy, że co niektórzy postanowili jak najszybciej pójść spać i tak dotrwać do śniadania. A ci szczęśliwcy, którzy na dnie plecaka odkryli kabanosy od przewidującej mamy posnęli z ukontentowania.
Dzień trzeci: pobudka ,pakowanie, śniadanie i już o 9 siedzimy na statku i płyniemy po Zalewie Solińskim.
Co prawda nie ma słońca jak poprzedniego dnia , ale dość ciepło, więc przyjemnie. Podziwiamy zielone, ale i złocisto-purpurowe wzgórza nad Soliną. Po rejsie zakupy pamiątek oraz frytki i oscypek z grilla (brak kebaba). 30 minut jazdy i Muzeum Historyczne Ziemi Sanockiej na zamku w Sanoku. Było co oglądać.
Po pierwsze galeria Zdzisława Beksińskiego artysty pochodzącego z Sanoka i mieszkającego tutaj do 1977r. Muzeum posiada jedyną w Polsce stałą wystawę ponad 600 prac artysty: od wczesnych fotografii, rzeźb i reliefów abstrakcyjnych po najnowsze obrazy olejne i grafiki komputerowe.
Zwłaszcza dla osób , które widziały film „Ostatnia rodzina” było to bardzo interesujące( pozostali, mamy nadzieję, na film jeszcze się wybiorą).
Po drugie sztuka cerkiewna XII-XXw. Jedna z najpiękniejszych kolekcji sztuki cerkiewnej w Polsce, gromadząca w swoich zbiorach ponad 1200 eksponatów.
Po trzecie sztuka sakralna XV – XIXw. Wystawę tworzą eksponaty pochodzące z dawnych kościołów i kapliczek z diecezji przemyskiej. Są to dzieła w większości twórców anonimowych.
Po czwarte malarstwo portretowe XVII- XIXw. Osoby portretowane były związane z Ziemią Sanocką poprzez pochodzenie, zajmowane pozycje oraz związki rodzinne . W większości obiekty te zostały przejęte po II wojnie światowej od szlacheckiej rodziny Załuskich z Pałacu w Iwoniczu.
Po wyjściu z Muzeum (co niektórzy przyjęli chyba z ulgą, bo czuli się przytłoczeni taką dawką kultury) pojechaliśmy do Muzeum Budownictwa Ludowego (Skansenu). Jednego z największych muzeów na wolnym powietrzu w Polsce.
Na początek obejrzeliśmy Galicyjski Rynek- rekonstrukcje centrum galicyjskiego miasteczka z równoczesnym pokazaniem wszystkich jego funkcji: społecznych, gospodarczych, kulturowych. Weszliśmy miedzy innymi do domów: zegarmistrza , fryzjera, aptekarza, sklepikarza.
Potem kolejno obejrzeliśmy dom Cygana za wsią, kuźnię, chaty (kurną i po kurną), cerkiew, szkołę oraz dwór. Warto zauważyć ,że wszystkie te obiekty były w pełni wyposażone w sprzęty którymi ówcześni mieszkańcy posługiwali się.
Potrzeby kulturalne mieliśmy już zaspokojone, trzeba więc było zaspokoić te pierwotne, co uczyniliśmy w „restauracji” Mc Donald. Do Zamościa dotarliśmy ok. godziny 22. Ponieważ Rodzice już sobie trochę od nas odpoczęli, więc czekali stęsknieni (przeważnie).
Następna planowana wycieczka – szlakiem kebabów w Polsce.