24.10.2016, autor: J. Barańska-Budzyńska

„Sprawozdanie” z wycieczki w Bieszczady

Termin – 19-22 października 2016

Kierownik wycieczki

Pani A. Tyszko – Dorn (zapomniała kanapek, które zostały w lodówce)

Pozostali opiekunowie

- J. Barańska  (zapomniała grzebienia)

- M. Podolak (nic nie zapomniała, ale miała za małą walizkę i kilka dodatkowych bagaży)

Uczestnicy – klasa 2B - 11 osób, klasa 2C – 20 osób - zwarci, gotowi i prawie nie spóźnieni na miejsce zbiórki.

Wyjazd nastąpił bladym świtem, a nawet można powiedzieć ciemną nocą, gdyż była 6 rano w środę. Niektórzy mieli ze sobą kocyki, także chyba planowali jeszcze dosypiać.

Na godzinę 9 dotarliśmy do Przemyśla, gdzie po odszukaniu przewodnika ruszyliśmy na podbój Twierdzy Przemyśl, czyli zespołu obiektów obronnych. 

Po obejrzeniu jednego fortu głównego i jednego pomocniczego pojechaliśmy do Muzeum Narodowego Ziemi Sanockiej zgłębiać wiedzę na ten temat. Tam poznaliśmy dzieje budowy przemyskich fortyfikacji od lat 50-tych XIX wieku do roku 1914, a także historie walk o przemyską twierdzę od 26 IX 1914r do zakończenia trzeciego oblężenia  w dniu 6 VI 1915r. A także dramatyczne dzieje mieszkańców wielonarodowego miasta w okresie okupacji.  Następnie po przywitaniu się z dobrym wojakiem Szwejkiem na przemyskim rynku każdy z uczestników wycieczki ruszył w swoją stronę. Jedni na wieżę zegarową podziwiać panoramę miasta/opiekunki/ inni na kebaba. Niektórzy nawet dosiedli konia ze spiżu stojącego u bram koszar, mimo patrolu straż y miejskiej. Swoboda nie trwała długo. Już o 14 zameldowaliśmy się przed bramą zamku w Krasiczynie, jednego z najpiękniejszych pomników polskiego renesansu. 

Wraz z przewodnikiem obejrzeliśmy najpierw przepiękną bryłę zamku z czterema wieżami, następnie kryptę, kaplicę i kilka pomieszczeń z wyposażeniem. Największe jednak wrażenie na uczestnikach wycieczki zrobiła sala tortur w zamkowych lochach. 

Po tak intensywnym dniu udaliśmy się do Baligrodu, gdzie czekała na nas zupa pomidorowa z makaronem, ziemniaki z klopsem w szarym sosie i surówka z kapusty.

Zapadła noc i cisza nocna (szkoda tylko że dziwnie głośna).

Dzień drugi rozpoczął się drobnym wypadkiem, ale pomoc medyczna w postaci Pani Agaty Tyszko dała radę i po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę. Najpierw autokarem słuchając miłego głosu Pana prowadnika, potem (niestety) pieszo.  Po chwili zabawy  z oswojonym liskiem na Przełęczy Wyżnej ruszyliśmy na Połoninę Wetlińską.

Po 1,5 godziny dotarliśmy do schroniska. Najedliśmy się, napili, popodziwiali widoki  i……… się zaczęło. Albo w górę, albo w dół. A nawet jak po płaskim to pełno kamieni. I tak szliśmy, szliśmy, szliśmy aż minęły kolejne 4 godziny. Niektórych aż buty zaczęły boleć. Ale w końcu jaka to radość jak zobaczyliśmy sklep w którym rano robiliśmy zakupy. Oczywiście sklep ponownie przeżył oblężenie, bo jak odkryłyśmy ze zdziwieniem uczniowie 2B i 2C jedzą ponad przeciętną ( szczególnie mile widziane kebaby).

Powrót na miejsce noclegowe i jednocześnie żywieniowe uprzyjemnił nam Pan przewodnik śpiewając i grając na gitarze, w czym pomagaliśmy z całych sił ( w śpiewie oczywiście).

Zapadła noc i cisza nocna. Było nawet cicho, co nas zresztą nieco zaniepokoiło. Szybko wyjaśniło się co spowodowało ten spokój. Głód był tak silny, a żadnego kebabu w okolicy, że co niektórzy postanowili jak najszybciej pójść spać i tak dotrwać do śniadania. A ci szczęśliwcy, którzy na dnie plecaka odkryli kabanosy od przewidującej mamy posnęli z ukontentowania.

Dzień trzeci: pobudka ,pakowanie, śniadanie i już o 9 siedzimy na statku i płyniemy po Zalewie Solińskim. 

Co prawda nie ma słońca jak poprzedniego dnia , ale dość ciepło, więc  przyjemnie. Podziwiamy zielone, ale i złocisto-purpurowe wzgórza nad Soliną. Po rejsie zakupy pamiątek oraz  frytki i oscypek z grilla (brak kebaba). 30 minut jazdy i Muzeum Historyczne Ziemi Sanockiej na zamku w Sanoku. Było co oglądać.

Po pierwsze galeria Zdzisława Beksińskiego artysty pochodzącego z Sanoka i mieszkającego tutaj do 1977r. Muzeum posiada jedyną w Polsce stałą wystawę ponad 600 prac artysty: od wczesnych fotografii, rzeźb i reliefów abstrakcyjnych po najnowsze obrazy olejne i grafiki komputerowe. 

Zwłaszcza dla osób , które widziały film „Ostatnia rodzina” było to bardzo interesujące( pozostali, mamy nadzieję,  na film jeszcze się wybiorą).

Po drugie sztuka cerkiewna XII-XXw. Jedna z najpiękniejszych kolekcji sztuki cerkiewnej w Polsce, gromadząca w swoich zbiorach ponad 1200 eksponatów.

Po trzecie sztuka sakralna XV – XIXw. Wystawę tworzą eksponaty pochodzące z dawnych kościołów i kapliczek z diecezji przemyskiej. Są to dzieła w większości twórców anonimowych.

Po czwarte malarstwo portretowe XVII- XIXw. Osoby portretowane były związane z Ziemią Sanocką poprzez pochodzenie, zajmowane pozycje oraz związki rodzinne . W większości obiekty te zostały przejęte po II wojnie światowej od szlacheckiej rodziny Załuskich z Pałacu w Iwoniczu.

Po wyjściu z Muzeum (co niektórzy przyjęli chyba z ulgą, bo czuli się przytłoczeni  taką dawką kultury) pojechaliśmy do Muzeum Budownictwa Ludowego (Skansenu). Jednego z największych muzeów na wolnym powietrzu w Polsce.

Na początek obejrzeliśmy Galicyjski Rynek- rekonstrukcje centrum galicyjskiego miasteczka z równoczesnym pokazaniem wszystkich jego funkcji: społecznych, gospodarczych, kulturowych. Weszliśmy miedzy innymi do domów: zegarmistrza , fryzjera, aptekarza, sklepikarza.

Potem kolejno obejrzeliśmy dom Cygana za wsią, kuźnię, chaty (kurną i po kurną), cerkiew, szkołę oraz dwór. Warto zauważyć ,że wszystkie te obiekty były w pełni wyposażone w sprzęty którymi ówcześni mieszkańcy posługiwali się.

Potrzeby kulturalne mieliśmy już zaspokojone, trzeba więc było zaspokoić te pierwotne, co uczyniliśmy  w „restauracji” Mc Donald. Do Zamościa dotarliśmy ok. godziny 22. Ponieważ Rodzice już sobie trochę od nas odpoczęli, więc czekali stęsknieni (przeważnie).

Następna planowana wycieczka – szlakiem kebabów w Polsce.