Odkrywamy Roztocze, czyli cudze chwalicie swego nie znacie.
Jesienne Roztocze przyciągnęło na szlaki 11 i 12 października uczniów klasy IIE wspomaganych skromną, ale silną reprezentacją klas IIA, C i D. Wędrówka krasnobrodzkimi wąwozami do kaplicy św. Rocha pomogła ustalić, jak je odróżniać od głębocznic i jarów, z którymi są często mylone.
Wzgórze Kamień, zwane popularnie „Piekiełkiem”, zauroczyło monumentalnymi głazami tworzącymi niepowtarzalną scenerię dla sesji fotograficznej, której, podobnie jak w Józefowskich kamieniołomach, nie dało się uniknąć.
Skamieniałe odciski muszli różnych gatunków małż z epoki miocenu dowodziły, że znajdujemy się na miejscu byłego królestwa oceanu.
Na szlaku prowadzącym do Szumów podziwialiśmy największy na Roztoczu wodospad na rzece Jeleń oraz urokliwe wzgórze Kościółek ze śladami średniowiecznego grodziska oraz klasztoru o.o. Bazylianów. Określono także granicę geograficzną pomiędzy Europą wschodnią i zachodnią. Niektórym udało się nawet zbadać grząskość terenu, co sprawiło niemałą satysfakcje pozostałym.
Dzień zakończyliśmy po zmroku, romantyczną wyprawą z pochodniami na Czartowe Pole.
Ranek 12 października przywitał nas słoneczną pogodą. Po śniadaniu, na rozgrzewkę, odbyliśmy krótki spacer nad Morskie Oko w … Suścu. Z tamtejszej wieży widokowej ogarnęliśmy wzgórza Roztocza Środkowego, by przenieść się do jego wschodniej części.
Pałac w Narolu przypomniał o dawnej świetności rodu Łosiów oraz dramatycznych wydarzeniach, jakie rozegrały się w nim u schyłku II wojny światowej.
Szlak prowadzący przez wzgórza Krągły Goraj i Długi Goraj (najwyższy szczyt Roztocza w Polsce, 391,5 m n.p.m.) ze znajdującymi się na nich bunkrami słynnej linii Mołotowa, przekonywał o trafności określenia tej części Roztocza jako „małe Bieszczady”.
Ostatni etap szlaku prowadził przez wzgórze Monastyrz, na którym mogliśmy zobaczyć miejsce pustelni św. brata Alberta Chmielowskiego oraz ruiny kolejnego klasztoru o.o. Bazylianów.
Zwieńczeniem naszych dwudniowych wędrówek był pyszny obiad w uzdrowisku Horyniec, jednak na degustację leczniczych wód z aromatem siarkowym w tamtejszym sanatorium nie daliśmy się skusić.